Czy na postrzeganie innych wpływa współczucie?
Sumienie. Termin znany wszystkim katolikom ale i tym któży z katolicyzmem mają niewiele wspólnego. Sumienie mówi nam co jest dobre a co złe. Tworzy wewnętrzny dekalog praw, które kierują naszymi wyborami, decyzjami. Najczęściej działa na zasadzie wzajemności. Dla dobrych według naszego sumienia czynimy dobrze według naszego sumienia a dla złych według naszego sumienia czynimy źle według naszego sumienia. Obydwq postępowania są dobre wedłu naszego sumienia i dlatego właśnie robimy dobre i złe rzeczy. Kaściół stara się wymuszać. Na naszym postępowaniu wyłącznie dobre rzeczy jednak nie według naszego sumienia lecz sumienia 'bożego', kościelnego - jak zwał tak zwał. Jego zadaniem jest również wpływanie na nasze sumienie w taki sposób aby nasze uczynki byly dobre wedlug jego sumienia. Jednak jest to złe. Osoby, które robią coś źle, nie dostając wystarczającej nauczki nie zrozumieją swoich błędów i można to w łatwy sposób udowodnić zniżając całą sytuację do prozaicznego przykładu z eksperymentu pana Pawłowa - właściciela psów reagujących na światło. Proces uczenia działa u wszystkich bardzo podobnie a wspomniany eksperyment w wielu źródłach odnoszony jest do uczenia ludzi, tak wię sprawdza się i w tym przypadku. Wszystko na świecie opiera się o dane. Matematyka, fizyka i pochodne to wykorzystywanie zgromadzonych danych do rozwiązywanie skomplikowanych problemów. Swoją drogą dobra znajomość powyższych bardzo przydaje się w życiu choć na pierwszy rzut oka tego nie widać. Nasze wybory to matematyka. Rzadko zdarza się, że podejmujemy ryzykowne działanie nie posiadając wystarczającej ilości danych. Czasem jednqk zdarzy się, że ktoś zrobi nam coś złego a my się zwyczajnie odegramy. Za jakiś czas dowiadujemy się o jakimś nieszczęściu, które dotknęło naszego prześladowce np. śmierć bliskiej osoby. Wtedy dotyka nas nasze sumienie. Czy nasze zachowanie w odwecie było na miejscu? Właśnie nasz umysł uzupełnił swoją bazę wiedzy o dodatkową informację, która całkowicie zmieniła by nasz sposób rozumowania i nasze postępowanie gdybyśmy wiedzieli o tym wcześniej. Czy zatem zwykłe współczucie (śmierć bliskich, choroba etc.) zmienia nasze postępowanie? Oczywiście! Doskonałym przykładem może być Doda i Nergal, którzy dzięki swojej medialności namówili dziesiątki tysięcy ludzi do oddawania szpiku kostnego dla chorych na białaczkę, na którą choruje Nergal. Światem rządzi reklama, media. Często dajemy się złapać w ich pułapkę a czasem da się obrócić manipulację w coś skrajnie dobrego. Życzę z całego serca wszystkim chorym takiego wsparcia mediów. Bez mediów inni ludzie nigdy nie dowiedzą się o problemach, które dotykają potrzebujących. Jest to pierwszy pozytywny czynnik wpływu mediów na społeczeństwo.
Facet42L
Przeczytałem Wasze wypowiedzi, a szczególnie kobiet i dalej nie wiem co jest grane w moim- prawie 20 letnim związku. Nie przekonuje mnie argumentacja kobiet. Tak, to prawda że ja chcę prawie codziennie, ale to dlatego iż prawie każdego kolejnego dnia czekam na przyzwolenie. I nic, dwa a w najlepszych miesiącach cztery razy. Nie jestem lekarzem, ale twierdzę, że dla ludzi w okolicy 40-tki to nienormalne. Oczywiście nie oczekuję tego co było na początku, ale czy czasami Wy- kobietki nie jesteście po prostu trochę nieuczciwe. Na moim przykładzie wygląda to tak:
-bardziej niż kiedyś zajmuję się domem, dziećmi i innymi obowiązkami (trochę sprzątania, zakupy, gotowanie-oprócz pracy zawodowej),
-staram się urozmaicić seks- z poszanowaniem partnerki i bez ekstrawagancji, na które się nie godzi, itd.
Jednak gdy dążę do zbliżenia, słyszę: "nie bo to jest fajny film w tv, chce mi się spać (ale jeszcze przez dwie godziny pstryka pilotem), oczywiście boli mnie głowa, jest zimno (nawet w upalne lato)-więc nie można się rozebrać, może ktoś przyjść (kompletna bzdura
bo niby kto, sąsiadka?), albo tekst "jutro", a gdy przychodzi jutro to znowu- "lepiej jutro". Paranoja. A gdy kolejnej nocy, zrezygnowany chcę po prostu zasnąć słyszę wyrzuty:"już śpisz, nie chcesz się kochać, obraziłeś się, nie podobam Ci się itp...? Gdy chcę o tym rozmawiać pada stwierdzenie, że nie. O tym się nie rozmawia tylko "robi". Problem że się nic nie robi. A do tego kłamstwa typu: bardzo lubię się z tobą kochać, lubię się do ciebie przytulać, oczywiście że mam ochotę na seks tylko TROCHĘ rzadziej itd., a ty chciałbyś ciągle!!!". Chwilami wydaje mi się, że powinienem się czuć winny bo dotknąłem. Żaden terapeuta nie wchodzi w grę bo wszystko jest w porządku (?), po prostu dzisiaj nie chcę bo jest relacja z meczu siatkarek. Myślę, że nie idzie tu o złożoną psychikę kobiety. Po prostu trzeba iść do specjalisty, może sprawdzić poziom hormonów. Ale kto jest w stanie Was przekonać? Przecież wiecie wszystko najlepiej. A może jest w Was trochę za dużo egoizmu co często zarzuca się facetom. Głośno mówi się, że kobieta ma prawo nie chcieć- choć fizycznie nie ma przeważnie przeszkód. Za to facet musi zawsze kiedy chce kobieta i nie może wyłgać się np. słabszą w tym dniu kondycją fizyczną, która ma decydujący wpływ na jego "możliwości".
Mimo to nie skaczę na boki, ale czasem zastanawiam się czy dobrze robią tacy jak ja, czy nie szkoda zdrowia. Bo wielu moich kumpli ma w zapasie ze dwie kobiety, które też mają bóle głowy, ale tylko gdy ich mężowie wracają do domu. Żona zadowolona bo mąż chce rzadko, on ucieszony bo ma tyle seksu ile potrzebuje. Opowiadają znajomym o swoim udanym-pod każdym względem- związku. Jeśli kogoś uraziłem to przepraszam, ale tak to widzę, a wszystkiego co widzę i czuję oraz doświadczam nie napiszę bo i tak nie uwierzycie. Jeśli zależy Wam na uczciwym związku to mówcie prawdę, bo najgorsza prawda jest lepsza od najbardziej wymyślnego kłamstwa. I wyrzućcie z sypialni telewizor, komputer, telefon, książki i inne niepotrzebne tam pierdoły. Co według Was można jeszcze zrobić w takiej sytuacji?
-bardziej niż kiedyś zajmuję się domem, dziećmi i innymi obowiązkami (trochę sprzątania, zakupy, gotowanie-oprócz pracy zawodowej),
-staram się urozmaicić seks- z poszanowaniem partnerki i bez ekstrawagancji, na które się nie godzi, itd.
Jednak gdy dążę do zbliżenia, słyszę: "nie bo to jest fajny film w tv, chce mi się spać (ale jeszcze przez dwie godziny pstryka pilotem), oczywiście boli mnie głowa, jest zimno (nawet w upalne lato)-więc nie można się rozebrać, może ktoś przyjść (kompletna bzdura
bo niby kto, sąsiadka?), albo tekst "jutro", a gdy przychodzi jutro to znowu- "lepiej jutro". Paranoja. A gdy kolejnej nocy, zrezygnowany chcę po prostu zasnąć słyszę wyrzuty:"już śpisz, nie chcesz się kochać, obraziłeś się, nie podobam Ci się itp...? Gdy chcę o tym rozmawiać pada stwierdzenie, że nie. O tym się nie rozmawia tylko "robi". Problem że się nic nie robi. A do tego kłamstwa typu: bardzo lubię się z tobą kochać, lubię się do ciebie przytulać, oczywiście że mam ochotę na seks tylko TROCHĘ rzadziej itd., a ty chciałbyś ciągle!!!". Chwilami wydaje mi się, że powinienem się czuć winny bo dotknąłem. Żaden terapeuta nie wchodzi w grę bo wszystko jest w porządku (?), po prostu dzisiaj nie chcę bo jest relacja z meczu siatkarek. Myślę, że nie idzie tu o złożoną psychikę kobiety. Po prostu trzeba iść do specjalisty, może sprawdzić poziom hormonów. Ale kto jest w stanie Was przekonać? Przecież wiecie wszystko najlepiej. A może jest w Was trochę za dużo egoizmu co często zarzuca się facetom. Głośno mówi się, że kobieta ma prawo nie chcieć- choć fizycznie nie ma przeważnie przeszkód. Za to facet musi zawsze kiedy chce kobieta i nie może wyłgać się np. słabszą w tym dniu kondycją fizyczną, która ma decydujący wpływ na jego "możliwości".
Mimo to nie skaczę na boki, ale czasem zastanawiam się czy dobrze robią tacy jak ja, czy nie szkoda zdrowia. Bo wielu moich kumpli ma w zapasie ze dwie kobiety, które też mają bóle głowy, ale tylko gdy ich mężowie wracają do domu. Żona zadowolona bo mąż chce rzadko, on ucieszony bo ma tyle seksu ile potrzebuje. Opowiadają znajomym o swoim udanym-pod każdym względem- związku. Jeśli kogoś uraziłem to przepraszam, ale tak to widzę, a wszystkiego co widzę i czuję oraz doświadczam nie napiszę bo i tak nie uwierzycie. Jeśli zależy Wam na uczciwym związku to mówcie prawdę, bo najgorsza prawda jest lepsza od najbardziej wymyślnego kłamstwa. I wyrzućcie z sypialni telewizor, komputer, telefon, książki i inne niepotrzebne tam pierdoły. Co według Was można jeszcze zrobić w takiej sytuacji?
Zrywam z Tobą
Zrywam z Toba. Od długiego czasu w myślach. Przygotowuję się na to jak na coś wielkiego. Radykalna zmiana. Samowywrócenie życia do góry nogami. Niedługo będę gotowy powiedzieć Ci, że dłużej tak nie mogę. Już nie długo spadnę z nieba na dno piekła na własne życzenie aby próbować daleh składać.. Ech.. Wiem, że będę sam. Mam już ogląd na swoje przyszłe życie. Będę Samotnym Jeźdźcem buszującym w burdelach bez szacunku. Będę bogaty w doświadczenia i szczęśliwy z dala od pozornie beztroskiego życia na łonie tworzącej się młodej rodziny. A Ty nigdy mi nie wybaczysz bo to przecież moja wina. Już niedługo.. Choć pomimo małej wiary.. Czekam na cud.
Pozostaje tylko czekać..
Tak wiele oczekuję? Chcę tylko być rozumianym i akceptowanym wraz ze swoimi problemami. Nie mogę odłożyć ich na bok zapomnieć jak gdyby nic się nie działo choć nic tak w zasadzie się nie dzieje i właśnie o to "nic" mi chodzi.. Cierpię po swojemu i dopiero teraz dostrzegam ogromną przepaść jaka zaczęła nas dzielić nawet nie wiadomo kiedy. Piszę tu zawsze gdy nie wiem o co chodzi w moim życiu, gdy nie wiem jak coś zinterpretować.. jak przejść. Moi przyjaciele to z gruntu tacy, którzy mają własne problemy a ja świadomy ich problemów nie zamierzam zarzucać ich moimi. Dlaczego nie jesteś przy mnie gdy jest mi źle? Dlaczego nie czuwasz jak ja, nie jesteś gdy tego potrzebuję? A potrzebuję tego bardziej niż kiedykolwiek choć pewnie tak samo jak zawsze gdy pojawia się tu nowy wpis ale teraz bardziej dlatego, że teraz a nie kiedy indziej. Potrzeba mi Twego mroku, mroku eliasza, który zawsze dawał poczucie bezpieczeństwa w bezpieczeństwie, które sam zbudowałem na bazie życiowych porażek, potyczek, upadków ale i przede wszystkim wzlotów. Chciałbym napisać Ci list, wysłać pod Twój adres. Nie jestem jednak w stanie ustalić gdzie się znajdujesz i jak dotrzeć tam gdzie zawsze przemawiałem i byłem słuchany. Moje problemy to błahostka. Rzeczy, których nie da się zmienić więc co mam zmienić żeby nie czuć się tak jak w tej chwili? Śpisz sobie i cierpisz wyobrażając sobie swoje cierpienie, spowodowane moim, ponad moim. To sprawia, że moje cierpienie staje się małe, pomijalne, godne zapomnienia i poczekania na swobodny rozwój wypadków. Czy naprawdę tak wiele się zmieniło? Pęka mi gdzieś coś w środku gdy tylko pomyślę o tym, że niewiele znaczy to co próbuję Ci przekazać. Gdy słyszę Twój ruch na łóżku podczas snu od razu napływają mi do głowy myśli, że może jednak za chwilę staniesz w drzwiach i stanie się coś.. Coś.. Nie wiem co.