Tak wiele oczekuję? Chcę tylko być rozumianym i akceptowanym wraz ze swoimi problemami. Nie mogę odłożyć ich na bok zapomnieć jak gdyby nic się nie działo choć nic tak w zasadzie się nie dzieje i właśnie o to "nic" mi chodzi.. Cierpię po swojemu i dopiero teraz dostrzegam ogromną przepaść jaka zaczęła nas dzielić nawet nie wiadomo kiedy. Piszę tu zawsze gdy nie wiem o co chodzi w moim życiu, gdy nie wiem jak coś zinterpretować.. jak przejść. Moi przyjaciele to z gruntu tacy, którzy mają własne problemy a ja świadomy ich problemów nie zamierzam zarzucać ich moimi. Dlaczego nie jesteś przy mnie gdy jest mi źle? Dlaczego nie czuwasz jak ja, nie jesteś gdy tego potrzebuję? A potrzebuję tego bardziej niż kiedykolwiek choć pewnie tak samo jak zawsze gdy pojawia się tu nowy wpis ale teraz bardziej dlatego, że teraz a nie kiedy indziej. Potrzeba mi Twego mroku, mroku eliasza, który zawsze dawał poczucie bezpieczeństwa w bezpieczeństwie, które sam zbudowałem na bazie życiowych porażek, potyczek, upadków ale i przede wszystkim wzlotów. Chciałbym napisać Ci list, wysłać pod Twój adres. Nie jestem jednak w stanie ustalić gdzie się znajdujesz i jak dotrzeć tam gdzie zawsze przemawiałem i byłem słuchany. Moje problemy to błahostka. Rzeczy, których nie da się zmienić więc co mam zmienić żeby nie czuć się tak jak w tej chwili? Śpisz sobie i cierpisz wyobrażając sobie swoje cierpienie, spowodowane moim, ponad moim. To sprawia, że moje cierpienie staje się małe, pomijalne, godne zapomnienia i poczekania na swobodny rozwój wypadków. Czy naprawdę tak wiele się zmieniło? Pęka mi gdzieś coś w środku gdy tylko pomyślę o tym, że niewiele znaczy to co próbuję Ci przekazać. Gdy słyszę Twój ruch na łóżku podczas snu od razu napływają mi do głowy myśli, że może jednak za chwilę staniesz w drzwiach i stanie się coś.. Coś.. Nie wiem co.
Pozostaje tylko czekać..