Przeczytałem Wasze wypowiedzi, a szczególnie kobiet i dalej nie wiem co jest grane w moim- prawie 20 letnim związku. Nie przekonuje mnie argumentacja kobiet. Tak, to prawda że ja chcę prawie codziennie, ale to dlatego iż prawie każdego kolejnego dnia czekam na przyzwolenie. I nic, dwa a w najlepszych miesiącach cztery razy. Nie jestem lekarzem, ale twierdzę, że dla ludzi w okolicy 40-tki to nienormalne. Oczywiście nie oczekuję tego co było na początku, ale czy czasami Wy- kobietki nie jesteście po prostu trochę nieuczciwe. Na moim przykładzie wygląda to tak:
-bardziej niż kiedyś zajmuję się domem, dziećmi i innymi obowiązkami (trochę sprzątania, zakupy, gotowanie-oprócz pracy zawodowej),
-staram się urozmaicić seks- z poszanowaniem partnerki i bez ekstrawagancji, na które się nie godzi, itd.
Jednak gdy dążę do zbliżenia, słyszę: "nie bo to jest fajny film w tv, chce mi się spać (ale jeszcze przez dwie godziny pstryka pilotem), oczywiście boli mnie głowa, jest zimno (nawet w upalne lato)-więc nie można się rozebrać, może ktoś przyjść (kompletna bzdura
bo niby kto, sąsiadka?), albo tekst "jutro", a gdy przychodzi jutro to znowu- "lepiej jutro". Paranoja. A gdy kolejnej nocy, zrezygnowany chcę po prostu zasnąć słyszę wyrzuty:"już śpisz, nie chcesz się kochać, obraziłeś się, nie podobam Ci się itp...? Gdy chcę o tym rozmawiać pada stwierdzenie, że nie. O tym się nie rozmawia tylko "robi". Problem że się nic nie robi. A do tego kłamstwa typu: bardzo lubię się z tobą kochać, lubię się do ciebie przytulać, oczywiście że mam ochotę na seks tylko TROCHĘ rzadziej itd., a ty chciałbyś ciągle!!!". Chwilami wydaje mi się, że powinienem się czuć winny bo dotknąłem. Żaden terapeuta nie wchodzi w grę bo wszystko jest w porządku (?), po prostu dzisiaj nie chcę bo jest relacja z meczu siatkarek. Myślę, że nie idzie tu o złożoną psychikę kobiety. Po prostu trzeba iść do specjalisty, może sprawdzić poziom hormonów. Ale kto jest w stanie Was przekonać? Przecież wiecie wszystko najlepiej. A może jest w Was trochę za dużo egoizmu co często zarzuca się facetom. Głośno mówi się, że kobieta ma prawo nie chcieć- choć fizycznie nie ma przeważnie przeszkód. Za to facet musi zawsze kiedy chce kobieta i nie może wyłgać się np. słabszą w tym dniu kondycją fizyczną, która ma decydujący wpływ na jego "możliwości".
Mimo to nie skaczę na boki, ale czasem zastanawiam się czy dobrze robią tacy jak ja, czy nie szkoda zdrowia. Bo wielu moich kumpli ma w zapasie ze dwie kobiety, które też mają bóle głowy, ale tylko gdy ich mężowie wracają do domu. Żona zadowolona bo mąż chce rzadko, on ucieszony bo ma tyle seksu ile potrzebuje. Opowiadają znajomym o swoim udanym-pod każdym względem- związku. Jeśli kogoś uraziłem to przepraszam, ale tak to widzę, a wszystkiego co widzę i czuję oraz doświadczam nie napiszę bo i tak nie uwierzycie. Jeśli zależy Wam na uczciwym związku to mówcie prawdę, bo najgorsza prawda jest lepsza od najbardziej wymyślnego kłamstwa. I wyrzućcie z sypialni telewizor, komputer, telefon, książki i inne niepotrzebne tam pierdoły. Co według Was można jeszcze zrobić w takiej sytuacji?
-bardziej niż kiedyś zajmuję się domem, dziećmi i innymi obowiązkami (trochę sprzątania, zakupy, gotowanie-oprócz pracy zawodowej),
-staram się urozmaicić seks- z poszanowaniem partnerki i bez ekstrawagancji, na które się nie godzi, itd.
Jednak gdy dążę do zbliżenia, słyszę: "nie bo to jest fajny film w tv, chce mi się spać (ale jeszcze przez dwie godziny pstryka pilotem), oczywiście boli mnie głowa, jest zimno (nawet w upalne lato)-więc nie można się rozebrać, może ktoś przyjść (kompletna bzdura
bo niby kto, sąsiadka?), albo tekst "jutro", a gdy przychodzi jutro to znowu- "lepiej jutro". Paranoja. A gdy kolejnej nocy, zrezygnowany chcę po prostu zasnąć słyszę wyrzuty:"już śpisz, nie chcesz się kochać, obraziłeś się, nie podobam Ci się itp...? Gdy chcę o tym rozmawiać pada stwierdzenie, że nie. O tym się nie rozmawia tylko "robi". Problem że się nic nie robi. A do tego kłamstwa typu: bardzo lubię się z tobą kochać, lubię się do ciebie przytulać, oczywiście że mam ochotę na seks tylko TROCHĘ rzadziej itd., a ty chciałbyś ciągle!!!". Chwilami wydaje mi się, że powinienem się czuć winny bo dotknąłem. Żaden terapeuta nie wchodzi w grę bo wszystko jest w porządku (?), po prostu dzisiaj nie chcę bo jest relacja z meczu siatkarek. Myślę, że nie idzie tu o złożoną psychikę kobiety. Po prostu trzeba iść do specjalisty, może sprawdzić poziom hormonów. Ale kto jest w stanie Was przekonać? Przecież wiecie wszystko najlepiej. A może jest w Was trochę za dużo egoizmu co często zarzuca się facetom. Głośno mówi się, że kobieta ma prawo nie chcieć- choć fizycznie nie ma przeważnie przeszkód. Za to facet musi zawsze kiedy chce kobieta i nie może wyłgać się np. słabszą w tym dniu kondycją fizyczną, która ma decydujący wpływ na jego "możliwości".
Mimo to nie skaczę na boki, ale czasem zastanawiam się czy dobrze robią tacy jak ja, czy nie szkoda zdrowia. Bo wielu moich kumpli ma w zapasie ze dwie kobiety, które też mają bóle głowy, ale tylko gdy ich mężowie wracają do domu. Żona zadowolona bo mąż chce rzadko, on ucieszony bo ma tyle seksu ile potrzebuje. Opowiadają znajomym o swoim udanym-pod każdym względem- związku. Jeśli kogoś uraziłem to przepraszam, ale tak to widzę, a wszystkiego co widzę i czuję oraz doświadczam nie napiszę bo i tak nie uwierzycie. Jeśli zależy Wam na uczciwym związku to mówcie prawdę, bo najgorsza prawda jest lepsza od najbardziej wymyślnego kłamstwa. I wyrzućcie z sypialni telewizor, komputer, telefon, książki i inne niepotrzebne tam pierdoły. Co według Was można jeszcze zrobić w takiej sytuacji?