eliyahu: sierpnia 2006
pewnego wieczoru list
Dlaczego miałbym Cie o cos winić? To przecież ja mam chory nawyk zbawiania świata i pomagania na siłę tym, którzy jeśli nie pomoga sobie sami to nikt im nie pomoże. Takie beznadziejne przeczucie bycia silniejszym a przez to mniej podatnym na ataki z zewnątrz - GÓWNO PRAWDA! Jestem ta gorszą wersją homo sapiens choc czasem tylko 'sapiens', które łapie beznadziejne problemy jak Windows wirusy z netu. Cęsto, żeby nie było za łatwo wyszukuję sobie wymyślne problemy innych, których teoretycznie nie da sie rozwiązać tylko po to aby sie z nimi posiłować i udowodnić sobie, że jednak.. faktycznie sie nie da.. Często współczuję innym, zauważam jak im ciężko ale gdy staję w tej chwili obok widzę, że tak naprawdę powinienem współczuc wyłącznie sobie bo nie znam drugiej tak żałosnej postaci
PS: nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłabyś odpisać..
Dziwni ludzie, dziwny świat..
Chciałbym zatrzymać ten stan kiedy w Ciebie wierzę. Teraz, gdy nie potrafię sobie wyobrazić, że ta przeogromna gra platformowa istnieje tylko w czyjejś wyobraźni, gdy to wszystko wydaje się być nadrzeczywiste. Teraz gdy nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie, po tym gdy uświadomiłem sobie moc jaką dajesz mi każdego dnia. Tę moc, którą mogę nauczyć się wykorzystywać w pełni tylko dzieki Tobie choc tak naprawdę, ja - więzień trzech wymiarów nie potrafię sobie wyobrazić pełni czegoś co nieskończone, np. tego, że świat osadzony we wszechświecie też jest gdzieś i to "gdzies" jest również gdzieś i tak w niewyobrażalną nieskończoność. Czy w obliczu tak wielkiej niewiedzy wogóle mamy prawo wątpić w cokolwiek? Czy mamy prawo próbowac pojąć cos wyłącznie rozumem? Zastanawiamy sie nad faktem istnienia innych światów we wszechświecie ale.. czy zastanawialiśmy sie kiedyś jakie jest prawdopodobieństwo istnienia innych wszechświatów? Dlaczego stawiamy siebie na piedestale? Dlaczego wydaje nam się, że jesteśmy najważniejsi i że wszystko już wiemy, umiemy.. Człowiek jako wielkie nic w obiczu wielkości wszystkiego. My! Tak niezwykle mali bo nie potrafimy nawet do końca powiedzieć jak działamy, funkcjonujemy. Nie wiemy prawie nic o sobie. Potrafimy tylko powiedzieć jak i czym jesteśmy zasilani ale kto z nas wie dlaczego i jak myśli? Co sprawia, że niektórzy zostają magistrami, profesorami, doktorami a inni.. Teraz sobie wyobraź, że prawdopodobnie był człowiek, który posiadł taką wiedzę i mógł Ci to wszystko powiedzieć gdybyś tylko chciał. Mógł ale.. zabiłeś go.. zabiłeś go i zabijasz wciąż, na okrągło, bez przerwy, każdego dnia.. Nie wiesz jak funkcjonuje, jak działa świat, jak to się dzieje, że jesteś, skąd się wziął wszechświat ale TY przekorny człowieku JESTEŚ PEWNY, że BOGA NIE MA! Jakże głupi jesteśmy my wszyscy.. pozdrawiam
Artykuł w jednej z francuskich gazet...
Polska. Oto znajdujemy się w świecie absurdu. Kraj, w którym co piąty mieszkaniec stracił życie w czasie drugiej wojny światowej, którego 1/5 narodu żyje poza granicami kraju i w którym co 3 mieszkaniec ma 20lat. Kraj, który ma dwa razy więcej studentów niż Francja, a inżynier zarabia tu mniej niż przeciętny robotnik. Kraj, gdzie człowiek wydaje dwa razy więcej niż zarabia, gdzie przeciętna pensja nie przekracza ceny (!) trzech par dobrych butów, gdzie jednocześnie nie ma biedy a obcy kapitał się pcha drzwiami i oknami. Kraj, w którym cena samochodu równa się trzyletnim zarobkom, a mimo to trudno znaleźć miejsce na parkingu. Kraj, w którym rządzą byli socjaliści, w którym święta kościelne są dniami wolnymi od pracy (!) Cudzoziemiec musi zrezygnować tu z jakiejkolwiek logiki, jeśli nie chce stracić gruntu pod nogami. Dziwny kraj, w którym z kelnerem można porozmawiać po angielsku, z kucharzem po francusku, ekspedientem po niemiecku a ministrem lub jakimkolwiek urzędnikiem państwowym tylko za pośrednictwem tłumacza. Polacy..! Jak wy to robicie..?
niektórych rzeczy powinno sie nie mówić..
Mam tego dosyć!.. Rzecz tylko w tym, że nie bardzo wiem co mi nie pasuje. Chodze rozdrażniony, słaniam się z konta w kąt powód? Zawsze, od zawsze, na zawsze - "najwieksi przyjaciele" czyli samozwańczy Ci, którzy mnie stworzyli, ukształtowali, łozyli na mnie przez dwadzieścia lat i jeszcze kolejnych kilka zapewne będą.. Ich despotyzm, ich system powoduje moją wewnętrzną anarchię czyli chęć obalenia ich dyktatury. Wyrwac się spod skrzydeł tak zwanego ciepła rodzinnego to chyba to czego najbardziej bym pragnął.. dlaczego? Dlaczego chciałbym uciec, dlaczego chciałbym nie żyć tylko przez was? Martwicie sie o moje "stany", ktore sami powodujecie. Tak bardzo mam ochotę coś zniszczyć, zepsuć, połamać.. To wewnętrzna agresja, która powstaje tylko tu.. Tu gdzie powinien panować spokój i harmonia.. DOM. Tymczasem dla mnie domem jest świerze powietrze, łąki, trawa, zborze, woda. Czuję się tak spokojnie, błogo gdy jestem gdzies indziej niz jestem teraz i może dlatego wolałbym żeby mnie nie było. Nie pytajcie nigdy więcej jak sie czuję.. Kocham Was
you even don't imagine how much of positiv thinking you get into my life..
Poddalem sie, przegralem, nie udalo sie.. Siedze w palacym sloncu oscylujac mysla pomiedzy pragnieniami a rzeczywistoscia, Pomiedzy niemozliwym a juz osiagnietym wydajac niewiarygodne opinie na temat zycia, swiata i uczuc bez ktorych podobno nie mozna istniec... Chce zapasc w niebyt, osiagnac nirwane, nie myslec, nie czuc, nie zyc bo i po co? Nienawidze idealow do ktorych daze gdyz o ile dla mnie sa w zasiegu reki to innych moga krzywdzic. Dlatego kocham doskonalosci z defektem tak po prostu zeby nie miec zawsze racji, zeby nie miec zawsze racji, zeby nie liczyc sie dla siebie tylko dla innych, zeby nie byc bogiem choc bog tego wymaga. Dazenie przede wszystkim a cel niech nie ma znaczenia.. Jestem zbyt plytki aby zrozumiec wszystko to co dzieje sie dookola mnie. Chwytam sie skomplikowanych filozofi, tworze swoje a nie potrafie zrozumiec prostoty, pokory, madrosci tych na ktorych tak bardzo mi zalezy. Dlatego jestem, bylem i bede zawsze sam przeceniony, przeidealizowany, niesmiertelny dla smiertelnikow, umarly dla niesmiertelnych..
Jeśli ktoś tu jest 'warty nic' to napewno ja..
Dlaczego niektórzy pragna nas ranić? Skąd motywy postępowań gdy wszystko w relacjach układa sie względnie dobrze? Czy przez tydzień spędzany 24h/dobę można przed ta drugą osobą jeszcze coś ukryć? Chyba trzebaby było okazac się niezwykle kiepskim obserwatorem, którym zapewne jestem. Jakieś lekarstwo na potencjalnie zadrapania na sercu? Może czas? Może nie warto sie unosić? Może cierpliwość? może miliony innych cech, które warto mieć a, z którymi czasem bardzo krucho? Moze warto wziąć ten sam nóż co zawsze i pomóc komuś się kaleczyć zupełnie tak jak w haryzmacie nadstawiania drugiego policzka? Może to i bez celu.. Mozę nie osiągnie pożądanych bądź żadnych efektów, ale będę miał satysfakcje z tego, że moję marne życie - nie warte NIC - przyniosło komuś choć minute zastanowienia, nostalgii, zamyślenia..