[10+4
Dziś tak smutno :( skromnie robię na złość wszystkim dookoła - deficyt... Powoli zastygam w tych samych myślach ale podkreślam - nie jest źle - i na to nie mogę narzekać.. Chodzi o to, że nie jest super dobrze czyli tak jak już zdążyłem przywyknąć.. Czy to marzenia? Chyba nie.. to tylko puste myśli bez ewidentnej chęci zdobywania szczytó takich jak K2 czy Mount Everest... duchowych, emocjonalnych szczytów, które sami sobie powinniśmy tworzyć.. tworzyć wyzwania, podnosić poprzeczki - tego niema... ja nie marzę.. Czasem tylko myślę jak by mogło być fajnie ale niemam nic do czego mógłbym dążyć.. czegoś na czym by mi zależało, co mogłoby stać się celem.. Tak sobie myślę.. Na dzień dzisiejszy mogę umrzeć niepozostawiając niedokończonych spraw.. Dużo już widziałem i tyle mi wystarczy, mogę odejść ze spokojem, osiągnąć tą błogość... teraz? Stan zawieszenia zupełnie tak jakbym patrzył na wszystko z góry.. jakby mnie tu nie było.. czuję się taki wyobcowany i jak już wcześniej wspomniałem nie jest mi ani źle ani super dobrze... Dziwnie się czuję ale to wszystko co mam...
na życzenie...
Jest coś co wyzwala. Taka broń która ma każdy z nas ukrytą głeboko w sobie. to cos co jest tchnieniem w naszych płucach i tonem serca, to cos pozwala myslec, czuc, istniec naprawde... Kurcze niewiem czy to to ale wydaje mi sie że znalazłem..
Teraz wiem że mam dwie prawe nogi bo mimo iż codzien wstaje lewa (co wynika z ustawienia łóżka) to nic nie wnosi.. Moze to jest wlasnie ten punkt odniesienia.. moze to jest to czego kazdy z nas potrzebuje najbardziej w zyciu? Jestem prawdziwie GŁUPI dlaczego? Bo od niedawna moją matka jest nadzieja.. to to co napawa codzien optzmizmem, dodaje sily.. kaze biedz do przodu wciąż i wciąż. Nie poddawać się.. Przez pewien czas zastanawiało mnie dlaczego ludzie tracą nadzieję - dlaczego ja straciłem nadzieję?! Dlaczego mam ją znowu i skąd się bierze ten optymizm? Nadzieja jak wszystko potrzebuje paliwa... Ktoś lub coś dla kogo warto.. Jakiś szczytny cel albo.. Teoria rodem z "Factor PSI" ... Człowiek wyznacza sam sobie granice.. równierz granice smutku. W pewnym momencie dochodzi do wniosku że ma już dość czegoś z czego nastepnie rezygnuje.. Tak jest i ze smutkiem..
"Ludzie są smutni bo chcą być smutni..."
Teraz wiem że mam dwie prawe nogi bo mimo iż codzien wstaje lewa (co wynika z ustawienia łóżka) to nic nie wnosi.. Moze to jest wlasnie ten punkt odniesienia.. moze to jest to czego kazdy z nas potrzebuje najbardziej w zyciu? Jestem prawdziwie GŁUPI dlaczego? Bo od niedawna moją matka jest nadzieja.. to to co napawa codzien optzmizmem, dodaje sily.. kaze biedz do przodu wciąż i wciąż. Nie poddawać się.. Przez pewien czas zastanawiało mnie dlaczego ludzie tracą nadzieję - dlaczego ja straciłem nadzieję?! Dlaczego mam ją znowu i skąd się bierze ten optymizm? Nadzieja jak wszystko potrzebuje paliwa... Ktoś lub coś dla kogo warto.. Jakiś szczytny cel albo.. Teoria rodem z "Factor PSI" ... Człowiek wyznacza sam sobie granice.. równierz granice smutku. W pewnym momencie dochodzi do wniosku że ma już dość czegoś z czego nastepnie rezygnuje.. Tak jest i ze smutkiem..
"Ludzie są smutni bo chcą być smutni..."
qUestion
Po dwoch tygodziach przerwy znowu sen... o niej. Sen ktory za wszelka cene stara sie zburzyc wszystko to co sobie wypracowalem przez ten czas. Skad sie biora takie sny? Biegamy szalejemy kochamy sie poprostu. Tak juz nigdy nie bedzie stwierdzam w pelni stanowczo bez najmniejszego wzruszenia aby nie zaklucic tego porzadku w glowie. Dlaczego w familiadzie pada pytanie "Dlaczego dziewczyna dzwoni do bylego chlopaka?" Bo chce do niego wrocic!" czy to znaki? Mam czekac na telefon? "Milosc wszystko przetrzyma" pisze sw Pawel... Jaki cel ma bog czy wszechswiat w tym ciaglym przypominaniu tego co chce sie zapomniec?.. Może ktoś mi odpowie?..
2700 Hz
Pewnie przebija wszystkich już ten temat na wskroś jednak dziś moje serce znowu kieruje swój 2700 Hz ton ku jednej myśli - w stronę słońca. Dzis patrzę z perspektywy półtora miesiąca i z całą pewnością te 1,5 miesiąca wyciągania wnisków z własnych zachowań, zachowań innych i tego co mówią, myślą i czują przyjaciele... Dziś moje życie wygląda trochę inaczej.... Choć straciłem być może najbardziej wartościowy czynnik całego mojego zycia staram się dostrzegać pozytywy. Łapię się wszystkiego co nadobowiązkowe, dla chętnych itd. Chodzę na halę sportową, kurs tańca i warsztaty bębnowe, spotykam się z przyjaciółmi, swoim nierzadko dobrym samopoczuciem zarażam innych. Kocham swoje życie dużo bardziej niż wcześniej nienawidziłem. Żyję w myśl dawniej ułożonej przezemnie zasady: "Ludzi przychodzą i odchodzą, a na ich miejsce pojawiają się nowi, Którzy znikną przy najbliższych rozdrożach". Żyję w świadomości że jestem człowiekiem i jak każdy człowiek popełniam mnustwo błędów jednak niejest mi z tym źle bo nikt, na kogo ocenie by mi mogło zależeć, mnie nie ocenia... Dziś mogę być dziecinny czyli taki jaki zawsze byłem a jakim nie wypadało być... Teraz mogę być bezradny i bezsilny... teraz gdy tak naprawdę czuję przypływ jakiejś magicznej energii i siły. Wiem, że ani bezradny ani bezsilny niejestem :D pozdro
buu
Niektórzy twierdzą że słowo to najwieksza broń współczesnego świata. niezaprzeczalnie rani.. być może nawet niekiedy zabija. jeśli nie człowieka to napewno jego światopogląd, duszę, to w co wierzy, to co jest w nas, ta iskierka ktora nas napedza, ta jedna delikatna boska mysl... To siedzi w nas od zawsze, to co przez zycie ulega wielu zniekształceniom i jednocześnie świadomemu kształtowaniu... Przy takim stanie rzeczyPrzy takim stanie rzeczy gdy już mamy w miarę ukształtowaną psychikę aby zmierzyć sie z brutal of world zjawia się ktoś lub coś co momentalnie zaczyna byc w pewnym sensie jemiołą chociaż nie do końca - trudno mi znaleźć dobre porównanie. Staje sie wszystkim.. nie, raczej integralną cześcią całości. Elementem bez którego układanka nigdy nie będzie dokończona. A gdy odejdzie? Gdy sie skończy? Wypali? Ty ostatnie lata, miesiace, dni, minuty, sekundy stracisz na poszukiwanie go pod stołem z nadzieją że tylko sie gdzieś zawieruszył.. Syzyfowa praca - praca bez efektu, nie zdając sobie tak naprawdę z tego sprawy bo przecież kazdy z nas ma taki wbudowany mechanizm zwany od pokoleń instynktem samozachowawczym ktory w ekstremalnych sytuacjach każe myśleć "UDA SIĘ"...........................................
Trzeba umieć wyczuć tę subtelną granicę końca angażowania:
"O MIŁOŚC WALCZ DO MOMENTU GDY NIE WEZWIE PO CIEBIE POLICJI GDYŻ PRZEZ TWOJE SERENADY POD JEJ OKNEM NIE MOŻE SPAĆ" :D
pozdrawiam cześć
Trzeba umieć wyczuć tę subtelną granicę końca angażowania:
"O MIŁOŚC WALCZ DO MOMENTU GDY NIE WEZWIE PO CIEBIE POLICJI GDYŻ PRZEZ TWOJE SERENADY POD JEJ OKNEM NIE MOŻE SPAĆ" :D
pozdrawiam cześć
fraktale
Mimo że minął już miesiąc... Tak chciałem zacząć tę notkę kiedy coś mnie natchnęło żeby spojżeć w kalendarz... Tak, to właśnie dziś minął miesiąc. Miesiąc od wielkiego rozstania, miesiąc bycia singlem. Dlaczego piszę?Takie texty przelewam na papier tylko wtedy gdy jest źle.. Nie bardzo źle ale źle... Dziś było, jest niezbyt fajnie.. Trochę to teraz usprawiedliwiam. Może przejawiająca się we mnie numerologia przeszła do podświadomości? Gdy zegar biologiczny wybił wielki jubileusz trzeba było to czymś uczcić a w tym przypadku wystrzelić pod niebo fajerwerki wspomnień. Tak sobie teraz myślę, że gdybym tych parę miesięcy temu wiedział, że tak się to wszystko potoczy to w myśl znanej piosenki "w chwili w której cie poznałem poszedł bym juz w drugą stronę".
Jest mi wszystko jedno co sie ze mną dzieje. Osiągam stany szczytowej amotywacji do pracy, nauki czy nawet życia. Wchodzę na pasy bez oglądania się czy nic nie nadjeżdża. Ide przez ciemny las bez uczucia strachu, widząc tylko ciemnośc potykając się co chwilę o jakiś kamień. Powtarzam w myślach zasadę że wszystko jest juz poprostu obojętne. W tej chwili mógłby mi ktoś natrzaskać po mordzie i miłbym to głęboko w d...e . Tak pokrótce przedstawia się psychoanalityczny zarys mojego dzisiejszego i wcześniejszego, oby nie jutrzejszego i późniejszego, stanu emocjonalnego.. PS. Tak przy okazji: biorąc kartkę i długopis w rękę chciałem cos zupełnie innego napisać.. jak widac nie wyszło. no cóż, może kiedy indziej..
Jest mi wszystko jedno co sie ze mną dzieje. Osiągam stany szczytowej amotywacji do pracy, nauki czy nawet życia. Wchodzę na pasy bez oglądania się czy nic nie nadjeżdża. Ide przez ciemny las bez uczucia strachu, widząc tylko ciemnośc potykając się co chwilę o jakiś kamień. Powtarzam w myślach zasadę że wszystko jest juz poprostu obojętne. W tej chwili mógłby mi ktoś natrzaskać po mordzie i miłbym to głęboko w d...e . Tak pokrótce przedstawia się psychoanalityczny zarys mojego dzisiejszego i wcześniejszego, oby nie jutrzejszego i późniejszego, stanu emocjonalnego.. PS. Tak przy okazji: biorąc kartkę i długopis w rękę chciałem cos zupełnie innego napisać.. jak widac nie wyszło. no cóż, może kiedy indziej..
NIE JESTEM TAKI JAK WY
Minuta po pierwszej a mnie męczą myśli na temat jak przetrwać w betonowej dżungli. Coraz więcej problemów - namiastkarzeczywistej dorosłości. Pseudo przyjaciele powstają z grobów ukazując swą prawdziwą twarz, oblicze z piekła rodem stawiają po przeciwnej stronie barykady, agresywnie, bez współczucia... Zamiast pomóc... Przyjaciele... Co z wami wszystkimi się stało? Co się stało ze mną? Czy to mój umysł poległ w tej walce odmienności kultur pod wsią i nazwie NAIWNO¦Ć? Materializm dla otaczających stał się motorem napędowym. Podludzie, ludzie, nadludzie - "wszyscy są równi ale niektórzy są równiejsi od innych" (Folwark zwierzęcy - George Orwel)
Pomyślałem sobie że niesamowicie łatwo wzbudzić we mnie poczucie winy. Ta część mojej natury pozostaje wciąż nieodporna na ataki, nieosłonięta żadną tarczą. Wstyd mi za cały świat jednak dziś najbardziej za siebie, że uległem temu szczeniackiemu wirowi półzłotówkowego zarobku duchowo-moralnego.. Może z biegiem czasu uznam ten upadek za wygraną i będę potrafił głośno krzyknąć, patrząc prosto w oczy - "NIE JESTEM TAKI JAK WY !!!"
Pomyślałem sobie że niesamowicie łatwo wzbudzić we mnie poczucie winy. Ta część mojej natury pozostaje wciąż nieodporna na ataki, nieosłonięta żadną tarczą. Wstyd mi za cały świat jednak dziś najbardziej za siebie, że uległem temu szczeniackiemu wirowi półzłotówkowego zarobku duchowo-moralnego.. Może z biegiem czasu uznam ten upadek za wygraną i będę potrafił głośno krzyknąć, patrząc prosto w oczy - "NIE JESTEM TAKI JAK WY !!!"